piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 7 „Praca”

Wyprowadzę go pod pretekstem ‘zabawy’ i wtedy go zabije.
-Wychodzę!- krzyknęłam stojąc w drzwiach.
- Tylko nie rozmnażaj się z BoBem.
- A ty nie podniecaj się tak jak piszesz z Larrym, bo orgazmu dostaniesz.
- Spadaj już. Masz robotę.- odpowiedziała na moją zaczepkę rzucając we mnie poduszka. Wyszłam śmiejąc się tak jak one. Mój BoB już czekał. Wsiadłam do niego i pojechałam na wyznaczone miejsce.
Stanęłam pod klubem ze striptizem o nazwie „Show me” i przebrałam się szybko w samochodzie.
- Kochany, masz jedna wadę. Jesteś za ciasny do przebierania się.- powiedziałam szeptem do samochodu. Jak już się przebrałam i nałożyłam ostry, dziwkarski makijaż wyszłam z BoB’a.  Przy wejściu stał wielki, łysy mężczyzna w czarnej koszulce na krótki rękaw obciskającej się na jego potężnych mięśniach. Jego barki były prawie 2x takie jak obwód moich bioder. Ten facet to monstrum. Kiedy chciałam wejść zatrzymał mnie.
- Dowód.- powiedział i pokazał gestem ręki, że mam mu go dać. Nie jestem jeszcze pełnoletnia, co mam zrobić. Już wiem.
- Nazwisko ci musi wystarczyć.
- Tak jasne. To je podaj laleczko.
- Jestem z Grand’ów. TYCH Grand’ów.
- Proszę wejść.- odpowiedział i przepuścił mnie. Miło jest widzieć jak dorosły mężczyzna i to z taką posturą się ciebie boi, a on nie jest jedyny. Wielu się mnie boi. Zaczęłam przeszukiwać lokal w poszukiwaniu nie jakiego Johna Slizera. Ten mężczyzna wisi około 7 kawałków. Wolałabym by ich nie miał, bo mam ochotę dziś kogoś skrzywdzić. Nie ma go. Nawet barman to potwierdził.
Jest już 2 w nocy. Ta menda dopiero weszła do lokalu. Dobrze, że wypiłam tylko jednego drinka, bo po pijaku często robię coś czego nie chcę lub nie powinnam. Podeszłam do niego seksownym krokiem i usiadłam mu na kolanach. Muszę udawać, że chcę z nim sexu, bo inaczej nie wywabię go z tej dziury. Zbliżyłam powoli twarz do jego ucha, by mnie słyszał. Mówiłam bardzo powoli by być jeszcze bardziej pociągająca.
- Hej kochanie.- mruknęłam kusząco. Złapał mnie wtedy za tyłek. Chyba puszczę zaraz pawia. Nie dobrze mi jak facet po 60 dotyka mnie w TEN sposób, ale to moja praca.
- Hej kotku. Co masz na mnie ochotę? Możesz zrobić mi loda, a dostaniesz sowitą zapłatę.- odpowiedział. Myślałam, że się zrzygam. Bierze mnie na pawia, ale dobrze, że tak szybko chce przejść do rzeczy. Nie będę musiała się wysilać.
-Tak. Wyjdźmy stąd w jakieś ustronniejsze miejsce.- jak to powiedziałam od razu odgonił od siebie inne dziewczyny i wyszedł ze mną przez tylne drzwi. Zaczął iść za mną do ciemnej uliczki. Chciał złapać mnie za udo i unieść do góry, ale pchnęłam nim o ścianę.
- Co się dzieje?!
- Kasa.
-Jaka kasa. Jeszcze nic nie zrobiliśmy.
- A narkotyki kupowałeś od mojej siostry?
- Jak na imię ma twoja siostra?
- Kojarzysz może kogoś takiego jak jeśli zaraz nie oddasz kasy strzelę ci kulkę w łeb?
- Już daję. Ile?
- Z odsetkami za moją fatygę to dajesz 10 tysięcy.
- Za towar było około 6 tysięcy!
- Dawaj kasę z odsetkami albo oderwę ci nogę.
- Jesteś za mała aby to zrobić- zaczął ze mnie kpić. Zaraz strzelę w niego i powiem, ze nie miał kasy, lub że nie chciał dać.
- Chcesz się przekonać?
- Proszę bardzo.- stał się bardzo odważny.
- Zabiłam 100 osób przez moją dwuletnią pracę. Ty możesz być kolejny. Nie sprawdzą mnie czy miałeś tą kasę, czy jednak nie. A potem twoje ciało sobie popływa w Atlantyku.
- Już daje.- odpowiedział drżącym głosem, a mnie ten dźwięk uszczęśliwił. Boi się mnie. Lubię jak się mnie boją. Dał mi kasę i odszedł do klubu. Wsiadłam w samochód i odjechałam do dziadka. Muszę zdać mu kase. Oczywiście odbiorę najpierw moja część. Stanęłam pod drzwiami frontowymi wielkiej posiadłości i zaczęłam odejmować swoją część którą następnie włożyłam w jednego z butów. To miejsce z którego nikt nie wyciągnie mi pieniędzy. Szkoda, że miał te pieniądze, a chciałam pobawić się w zabójcę... Weszłam do środka omijając dwóch goryli dziadunia.  Uśmiechnęłam się na sam widok dziadka. Stał z jeszcze jedną osobą…
To była jego gosposia. Akurat trafiłam na porę kolacji.
- Witaj Rebecco. Chcesz coś zjeść? Dziś owoce morza.- poinformował mnie staruszek. Przełknęłam z obrzydzeniem ślinę. Nienawidzę owoców morza. Nie mógł powiedzieć na przykład, że są dziś croissanty? Marrisa potrafi je robić i robi właśnie na kolację lub śniadanie.
- Nie dziękuję. Wiesz, że nienawidzę owoców morza. A jak pokażesz jak jesz ośmiornicę lub kalmara to spadam stąd z całą kasą.
- I tak nie długo będziesz więcej zarabiać przez pracę z nimi to po co ci to.
- Kasy nigdy za dużo. Mogłabym jeszcze podrasować BoB’a. Pomarańczowe światła na podwoziu to coś co by mi się podobało.
- To zabieraj kase, a jedź do mechanika to ci to wstawi. Na mój koszt. I lepiej zmykaj kochanie, bo się rozmyślę.- powiedział i pokiwał ręką bym odeszła. Nie wiele myśląc uciekłam z tego domu. Szybko wsiadłam do mojego Dodg’a i pojechałam prosto do sklepu. Rodzice są w domu tylko jak muszą się przespać, ale i to nie zawsze. Mój tata jest najstarszym z całej piątki rodzeństwa i kieruje rodzinnym biznesem w innej części stanu. Rzadko bywają w domu z mamą i to na mnie wypada, że muszę robić zakupy, bo Megan jest tylko dwa razy w tygodniu by posprzątać dokładniej i zrobić nam w tych dniach obiad taki prawdziwy, domowej roboty. Zaczęłam rozglądać się po sklepie. Wciąż miałam te zdzirowate ubrania. Kilku mężczyzn się na mnie patrzyło. Wrzuciłam do koszyka takie produkty jak makaron, chleb, masło, produkty na kanapki, gotowe hot dogi i hamburgery, jakieś energetyki, napoje, itp. Ogólne zakupy. Weszłam również do działu ze słodyczami. Kupiłam dużo batoników, lizaków, ciastek, cukierków, a potem zaszłam po słone przekąski. Z nich wybrałam około 8 paczek chipsów i jakieś 4 paczki krakersów. Obie lubimy mieć zapasy w domu, a ja właśnie je uzupełniam. Przypomniałam sobie jeszcze o 15 puszkach coli i je również zapakowałam do wózka. Lepiej cola niż piwo, ale whiskey mam w domu. To na wszelki wypadek. Podeszłam do kasy i zapłaciłam za wszystko. Nagle, gdy wynosiłam już wszystkie torby, sklepu wszedł McCann z Long’iem.
Cholera.
Zaczęłam prowadzić wózek z dumną miną. Jak nie będę się zachowywać dziwnie, to mnie nie zauważą. I tak było. Nie zauważyli mnie.
_______________________________________________________
Hej. Mam już bloga pod linkiem storiesaboutlove.blog.onet.pl, a teraz zakładam jeszcze tu, bo niektórzy wolą blogspota. Powoli zaczynam dlatego przechodzić na niego, bo jest tu więcej blogów i jak sądzę czytelników :D Do napisania za taki sam limit jaki mam na onecie :D
(50 wejść i 2 komy pod wpisem co najmniej :D) 

1 komentarz:

  1. ooo nowy rozdzial :D
    super, naprawde świetny ;3
    ten charakter no normalnie haha xD
    normalnie nie moge sie doczekac roznyh akcji z Juseeem c: sie bedzie dzialo :D czekam na nn kochana <3 weny :3

    OdpowiedzUsuń

Wstaw cokolwiek. Chcę tylko wiedzieć,ze czytasz, a nie przypadkowo odwiedzasz tą stronę. Jeśli się odezwiesz, to wiedz, że wywołujesz uśmiech na mojej twarzy. Z góry ci dziękuję. :)