Podeszłam powrotem do tego blondyna i ode pchałam
jakąś rudą dziewczynę która z nim tańczyła. Fuknęła na mnie i oddaliła się z
wysoko podniesioną głową. Idiotka. Myśli, że mnie to rusza.
- Mam na imię Tom. Widzę, że jednak się
zdecydowałaś ślicznotko. Jak brzmi twoje imię?
- To mało ważne- powiedziałam i przysunęłam się
bliżej McCanna.- Pocałuj mnie.- poleciłam, a ten bez żadnych sprzeciwów się
zgodził. Przybliżył swoje usta do moich ocierając się ze mną w zmysłowym tańcu.
Nasz pocałunek szybko się pogłębił. Nie pozwoliłabym, by jakiś obcy koleś
wsadzał mi język do buzi, dlatego ta ja prowadziłam. Byłam odrobinę agresywna,
a moje pomalowane na czarno paznokcie wbiłam mu odrobinę w kark gdy
przyciągałam go bliżej. Widziałam kątem oka jak Justin wytrzeszcza na mnie
oczy. Widząc minę szatyna wiedziałam już, że tą rundę wygrałam. Rozłączyłam się
z nim, a on spojrzał na mnie. Był nieźle napalony. Na pewno nie ja mu będę w
tym pomagać. Tańczyłam z nim dalej i ocierałam się tyłkiem o jego krocze.
Zjechałam niżej i wstałam ciągle patrząc się na Justina. Ta szatynka z nim
tańcząca zdawała się go w ogóle nie interesować po moim małym występie. Tom
złapał mocno moje biodra i starał się przyciągnąć mnie do kolejnego pocałunku,
a ja się sprytnie wymigałam. Po prostu złapałam jego ręce i odwróciłam się do
niego tyłem ciągnąc nimi po mojej talii. Piosenka dobiegła końca, a ja
przeszłam prze tłum kręcą tyłkiem. Blondyn próbował za mną iść. Skręciłam do
łazienki i jak już widziałam, że nikogo nie ma w tym ciemnym korytarzu
gwałtownie się do niego odwróciłam i przyparłam do ściany. Popatrzył na mnie
przestraszony.
- Odsuń się ode mnie i zostaw mnie w spokoju. Już
nie jesteś mi potrzebny.
- To czemu mnie całowałaś? Wyglądało jakby ci się
podobało.- nagle odzyskał pewność siebie.
- Jestem dobrą aktorką. Teraz odejdź.- ale jak to
mu szepnęłam w korytarzu pojawił się Cann. Szybko przycisnęłam moje usta do
Toma. Będzie mu potem to trudno wybić z głowy. Może wyciągnę pistolet?
Usłyszałam znaczące chrząknięcie i wtedy go od siebie odessałam. On jest coraz
bardziej ohydny. Trzeba znaleźć sobie coś lepszego.
- Hym?- odwróciłam się do Justina ze sztucznym
uśmiechem.
- Abby?
- Tak.
- Możesz się odsunąć? Blokujecie drzwi do
toalety.- spojrzałam za nieprzyjemnie przylegającego do powierzchni drzwi Toma
i posłałam mu zirytowane spojrzenie. Odsuną się ze zbitą miną. Gdyby był psem
pewnie by jeszcze zaskowyczał. Justin wszedł do środka, a ja zaczęłam się
oddalać powrotem na imprezę. Tom miał inne plany. Złapał mnie w talii i
pociągną do jeszcze dalszego zakątka. Oparł mnie o drzwi ewakuacyjne i zaczął
całować moją szyję. Odepchnęłam go i otworzyłam drzwi wychodząc na zewnątrz. Poszedł
za mną tak jak się spodziewałam. Gdy tylko usłyszałam zamykające się drzwi nie
zdążyłam nawet się odwrócić kiedy blondyn przygwoździł mnie do ściany. Co jest?
Już nie czułam u niego tego podniecenia, ale… agresje.
- Cześć Abby. A raczej Killa.- Killa to mój
pseudonim w pracy. Tyko niektórzy go znają. No znaczy ci którzy mają ze mną do
czynienia, ci którzy kupują i nie płacą.
- Coś ty za jeden?- spytałam próbując się
wydostać.
- zabiłaś mojego ojca. Był szefem mojego gangu.
- Może byś chociaż szepnął imię?- trzymał mnie za
szyję, więc trudno było mi mówić. Rzadko jestem w takiej sytuacji.
- Kol Namirez. Kojarzysz?
- Pamiętam ćpuna,
a ciebie ze szkoły chłoptasiu- zaśmiała się głośno, znaczy na tyle ile
dałam radę. Przycisną mnie jeszcze mocniej do ściany. W tym momencie strzeliłam
mu kulkę w brzuch. Dobrze, że zawsze noszę mały pistolet przy podwiązce. Upadł
na ziemię zwijając się z bólu i próbując zatamować krwawienie.
- Co jest?- zajęczał.
- Teraz dołącz do tatusia.- powiedziałam i
strzeliłam mu prosto między oczy. Padł martwy. Wyciągnęłam mój telefon i
wybrałam numer dziadka.
- Halo?- odezwał się dziadek po drugiej stronie.
- Mamy trupa.- powiedziałam ponuro.
- Gdzie?
- Tyły RedClubu. Przyślij Bruce’a.- powiedziałam i
się rozłączyłam. Zaciągnęłam go za rękę za śmietnik. Starczy jak na razie, a ja
muszę znaleźć moją siostrę. Weszłam do klubu i zaczęłam jej szukać. Przy barze
znalazłam Justina liżącego się z tą szatynką. Oderwałam ją od niego.
- Czemu znowu mi przerywasz?- spytał, a raczej
warknął. Przewróciłam na niego oczami, a dziewczyna siadła mu na kolana. Czy
ona nie może sobie stąd pójść? Czy mam ją zabić? Zauważyłam, że mam ochotę dziś
wszystkich zabijać. Justin chcesz być następny? Boże może jeszcze zacznę gadać
ze sobą w głowie? Huh?
Za późno.
Morda! Bo ciebie też zabiję!
Popełnisz samobójstwo? Zostawisz BoB’a samego?!
Albo z kimś kto będzie nim jeździł, a nie będzie tobą?! Szalona jesteś.
Olewając to co gada do mnie podświadomość….
- Widziałeś Brianne?
- Tak. Jest tam. Możesz więcej mi nie przerywać?
- Dzięki, a odpowiedź na pytanie brzmi nie
kochanie.- wtedy zrobił coś niespodziewanego przyciągnął mnie do siebie,
spychając oczywiście szatynkę, i zbliżył się do moich ust. Ucałował ich kącik,
a mi kolana się ugięły. O kurde. Odsunęłam się od niego jak gdyby nigdy nic i
poszłam do siostry. Dotarcie do niej zajęło mi chwilę, bo musiałam ochłonąć.
- Brianna. Trup.
- Co?! Gdzie?!
- Tyły. Idziesz ze mną.- powiedziałam i zaczęłam
ciągnąć ją za łokieć. Ominęłam bar, by Justin nie szedł za nami.
Miałaś inne powody.
Wcale nie.
A nie ominęłaś baru, bo ci teraz głupio?
Nie.
Naprawdę?
Dobra tak! Ale nie truj mi. Mam trupa i muszę go
sprzątnąć.
Dobra, ale jeszcze pogadamy na ten temat….
Wyszłyśmy z siostrą na zewnątrz, a tam właśnie
podjeżdżało auto Bruce. On i jego dwóch kumpli wepchało ciało do ogromnej
torby, a ja miałam im pomóc go ukryć. Nie chciałam psuć zabawy dla Bri, a nie
mogła zostać sama.
- Zaczekajcie.
- Spoko.- odpowiedzieli kmiecie. Tak w mojej
głowie lubię się wywyższać.
- Dajcie mi jakąś szmatę. Mam krew na rękach.-
powiedziałam, a jeden z nich, murzyn dał mi starą koszulkę. Wytarłam w nią ręce
i poszłam znaleźć Justina. Dalej siedział przy barze i obczajał wszystkie
laski. Gdy zobaczył moje nogi od razu się uśmiechnął.
- Znowu przyszłaś mi przeszkadzać?
- Znowu czekasz na jakąś ladacznicę?
- O co chodzi?
- Popilnuj mojej siostry, Ja wrócę za jakąś
godzinę.
- Co z tego będę miał?
- To -powiedziałam i pocałowałam go mocno. Nasze
usta poruszały się w synchronizacji. To było naprawdę miłe. Przybliżyłam się do
niego i założyłam mu ręce na kark, by przybliżyć go do mnie. On złapał moją
twarz po obu stronach w dłonie. Nasze języki tańczyły wewnątrz naszych ust.
Niestety musiałam to przerwać. Obowiązki czekają.- Może być?
- Nawet bardzo- powiedział odrobinę sapiąc.
Robiłam to samo.
- Ale przypilnuj aby żaden podejrzany koleś się do
niej nie zbliżał.
- Ok. Kiedyś chcę to powtórzyć.
- Może – powiedziałam przeciągając e i odwróciłam
się do An.
- To mogę zostać? I tak a propos dobrze całuje?
- Możesz zostać, całuje bosko, a na tej imprezie
masz już nic nie sprzedawać. Chyba kręcą się tu dupki z klanu Namireza. Syn
tego co go zabiłam chciał wypełnić zemstę. Poszedł w dwa strzały. I to niby
profesjonalista? Idiota a nie profesjonalista.
- No. Prawda. Nawet ja wiem, że trzeba zakładać
kamizelkę kulo odporną na takie coś. Zwłaszcza, że ty jesteś lepsza od
większości profesjonalistów. A teraz leć. Musisz jeszcze wyrzucić te ciało.
- Pa.- powiedziałam i ucałowałam ją w policzek.
Szybko wyszłam z klubu i wraz z chłopakami pojechaliśmy do helikoptera. Mam już
plan na pozbycie się śladu.
________________________________________________
Tak. Chcę trochę zamieszać.
Mam do was prośbę. Polecajcie moje opowiadanie znajomym, albo nie, przyjaciołom, albo nie, a nawet wrogom. Po prostu komukolwiek. chciałabym miec dla kogo pisać.
no i jestem otwarta na wszelkiego rodzaju krytykę. Chcę usłyszeć wasze zdanie, albo chociaż jakie błędy popełniłam i czy opowiadanie jest interesujące.
Z góry dzięki.
Killa
(Teraz tak będę się podpisywać, ale tylko tu ;))